Search
Close this search box.

Wąsy, perły, amaranty

Wilhelm August Stryowski, Szlachta polska w Gdańsku, ok. 1900, olej na płótnie, 99 x 84, Muzeum Narodowe w Gdańsku

 

„Kontusz był suknią rozpowszechnioną na wschodzie jako ubiór honorowy najwyższych dostojników. Sułtanowie tureccy za czyny wojenne dawali chanom krymskim kontusze ponsowe ze złotymi guzami. Polacy w walkach zwycięskich zdobywali kontusze na starszyźnie tatarskiej i tureckiej w XVI wieku i ze zwykłą w takich razach dumą zwycięzców, pyszniących się trofeami, zaczęli je przywdziewać na polskie żupany. Pas którym opasywali żupan, przenieśli na wiesz kontusza, a od czasu bliższych stosunków z przepychem wschodu pas trans stał się sutszy i bogatszy. Tym sposobem kontusz lubo pierwotnie wschodni w połączeniu z odwiecznym żupanem, stał się za Zygmunta III powszechnym i uroczystym ubiorem narodowym” – tak pisał Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej. Z opisu tego już wiemy, że szlachcic wyglądał tak:

NN, Stanisław Antoni Szczuka

 

Dlaczego zajmujemy się kontuszem, strojem już dawno zapomnianym? Ktoś powie, że jest to strój narodowy, ktoś inny, że nie jest – i obaj będą mieli rację. Kontusz, pas słucki, żupan, a pod spodem spodnie zwane pludrami, delia, kołpak, żółte buty z cholewami – to był strój narodowy, tak samo, jak tysiąc lat wcześniej, strojem narodowym były łapcie z lipowego łyka.

Strój narodowy pełnił rolę identyfikacji. Poznać po nim szlachcica, bo „kogo w lichych szatach widzą, z tego inni często szydzą” – mówi ówczesne przysłowie. Dlatego szlachcic ubrany był bogato, aby wszyscy wiedzieli, że z poważną personą mają do czynienia.

Różnica między strojem domowym a wizytowym była znaczna. Przypomina o tym anegdota, której bohaterem jest król Jan III Sobieski:

„Król Jan przyjął w pałacu w Wilanowie szlachcica o nazwisku Gomuła, który z tej okazji ubrał się wyjątkowo bogato. Król był w domowym, skromnym żupanie. Nagle poinformowano króla, że o widzenie prosi go jakiś francuski markiz. Król polecił wprowadzić go do pokoju. Francuz nie znał króla, więc widząc bogato odzianego mężczyznę skłonił się przednim i zaczął:

  • Sire…
  • Ten jest syr… – szlachcic wskazał króla – jam jest jeno Gomuła”.

 

Widzimy szlachcica w czerwonym kontuszu, przy szabli, ale widzimy też srogiego męża, który gotów jest w każdej chwili przywdziać zbroję, by rzucić się przez morze dla ojczyzny ratowania. Temu służył portret sarmacki. Miał pokazywać rycerzy, dzięki którym Rzeczpospolita może trwać i chronić obywatelskie wolności, zapewniać nobilitowanym równość i godność.

Trochę mniej dostojnie, ale równie bogato szlachcica widzieli obcy:

Rembrandt, Szlachcic polski

 

Spod pędzla arcymistrza Rembrandta wyszedł portret szlachcica polskiego, który trochę zdumiewa. Według jednej z koncepcji jest to portret wnuka poety Mikołaja Reja – Andrzeja, który był dyplomatą i reprezentował Rzeczpospolitą w Holandii. To może dlatego trzyma w dłoni regiment – laskę będącą oznaką wysokiej funkcji wojskowej. Taki znak zobaczymy też na kolejnym obrazie. Inna hipoteza mówi, że jest to portret nie szlachcica polskiego, ale rosyjskiego bojara. Wydaje się to mało prawdopodobne, gdyż bojar, jak każdy prawosławny, miałby obfitą brodę, bo dopiero żyjący dużo później car Piotr I ogolił bojarów gruntownie. Portret przedstawia więc najpewniej polskiego szlachcica, ale nie jest to wizerunek mu przychylny.

Zadaliśmy sobie trud i przejrzeliśmy dawne malarstwo portretowe ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie oraz zbiór portretów trumiennych i nigdzie nie znaleźliśmy wizerunku mężczyzny z kolczykiem w uchu (może słabo szukaliśmy). Jaki więc był powód, że Rembrandt namalował szlachcica polskiego z wielką perłą, wiszącą z jego ucha? Może to był obcy zwyczaj, któremu się szlachcic poddał, a może Rembrandt domalował perłę z jakiegoś innego powodu. Wydaje się, że ta perła koresponduje z rozwichrzonymi wąsikami, z wisiorem na kołpaku czyli na futrzanej czapie, i ze złotym łańcuchem, narzuconym na futrzany kołnierz delii. Na dodatek łańcuch wisi w nietypowej pozycji: wisior ozdabia nie tors szlachcica, a jego ramię. Czy to obcy zwyczaj czy mistrz chciał nam coś przekazać? A może przywykły do umiaru kalwin Rembrandt naigrywa się z polskiej szlachty, z jej umiłowania do blichtru, pustych gestów i chęci zwracania na siebie uwagi. W końcu „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”.

Widzieliśmy żołnierza, dyplomatę, pora więc na cywila, który wyglądała tak:

Józef Simmler, Szlachcic z papugą

 

Młody mężczyzna w brązowym kontuszu, obszytym futrem, i w żupanie, którego czerwone rękawy widzimy, trzyma na prawej ręce dorodną żółto-niebieską papugę. Przygląda się jej uważnie, zastanawiając się: i kto tu jest papugą? W końcu, skoro, mówiąc o Polsce, wieszcz oznajmił: „pawiem narodów byłaś i papugą”, to jej obywatele nie mogą nie być papugami. Zresztą za chwilę się o tym przekonamy, podziwiając portret Hieronima Floriana Radziwiłła:

Jakub Wessel, Portret Hieronima Floriana Radziwiłła

 

Papuga i paw to mało. Radziwiłł jest jak ptak rajski, u którego każde piórko błyszczy, jest innego koloru i wymyślnego kształtu. Nawet pisanka wielkanocna pobladłaby z zazdrości na jego widok.

Jeśli podejrzewamy, że portret Rembrandta jest karykaturą, to co można powiedzieć o portrecie Radziwiłła? To jest dopiero karykatura! Ale nie, Radziwiłł sam się tak wystroił do portretu. Jeśli spojrzymy uważnie, to zauważymy, że jest to portret oficjalny. Mężczyzna trzyma w lewej ręce regiment, z tyłu za oknem widać ćwiczących żołnierzy. Na stole leży korona książęca i czerwony płaszcz, obszyty gronostajami. Jest to strój koronacyjny, oficjalny. Radziwiłł sam się do niego ubrał, sam wcześniej obstalował buty, których wykończenie cholew jest z tego samego materiału, co kurtka, osobiście decydował o wszystkich szczegółach obrazu. A że był znanym brutalem i sadystą, nikt nie odważyłby się zakpić z jaśnie pana. Dzisiaj patrzymy na ten ubiór ze zdziwieniem, ale w jego czasach szlachcic mógł ubrać się w strój narodowy albo w strój obcy. Tych, którzy wybierali drugi wariant i prezentowali się w odkrytych pludrach, nazywano pogardliwie „pludrakami”.

Jesteśmy na stronie obejrzane.art, to oglądajmy. Widzieliśmy już różne wizerunku szlachty polskiej, nie wszystkie miłe dla niej, ale cóż: sami sobie zgotowali taki los. Teraz obejrzymy dzieło, na którym obraz polskich szlachciców wyszedł spod pędzla niemieckiego, gdańskiego malarza. Co prawda ma on nazwisko polskie, ale w Gdańsku nic to nie znaczy, o czym w anegdocie:

Polska delegacja rządowa udała się do Wolnego Miasta Gdańska. Na jej czele stał profesor matematyki, premier i minister w pięciu rządach II RP Kazimierz Bartel, a w skład weszli: minister komunikacji inż. Kuehn, komisarz generalny RP w Gdańsku dr Strasburger, odpowiedzialny pracownik Komisariatu dr Weyers oraz korespondent Polskiej Agencji Telegraficznej redaktor Sonnenburg.

Stronę Gdańską reprezentowali Niemcy: wiceprezydent senatu Wierciński, senator spraw wewnętrznych Arczyński, senator ds. handlu Jewelowski, kierownik biura prasowego w Senacie Lubianski i przedstawiciel prezydium policji Pokrzywiński.

Wilhelm August Stryowski, Szlachta polska w Gdańsku

Z bogato zdobionego budynku wychodzą mężczyźni, ubrani z przepychem i uzbrojeni. Na pierwszym planie dwaj młodzi: jeden w amarantowym żupanie, przykrytym czerwoną peleryną, drugi – w granatowym kontuszu i kremowym żupanie. Pierwszy ma jagodowe, a drugi bordowe rajtuzy. Obaj na głowach mają berety, przystrojone sterczącymi piórami. Mężczyzna w granatach w ręce trzyma wypolerowany na błysk czekan, który dzisiaj nazwalibyśmy ciupagą. Na takim samym narzędziu rękę wspiera stojący za nimi starszy mężczyzna w delii – płaszczu z futrzanym kołnierzem; na głowie ma kołpak przystrojony broszą. Za nim chłopiec w czerwonej pelerynie niesie szablę. Obraz ten autor zatytułował „Szlachta polska w Gdańsku”.

Bogactwo stroju jest nieprzyzwoite. U stóp szlachty, na kamiennej posadzce siedzą żebracy, wyciągając ręce w proszącym geście o jakiś datek. Ten proszący gest wywołuje gest młodzieńca w amarantach, który wydaje się, że wskazuje biedaków i pyta towarzysza: spójrz, jak tak można żyć? Widać, że niemiecki malarz nie przepadał za polskimi szlachcicami.

Wszyscy sportretowani szlachcice mają wąsy: mniejsze, większe, rozczapierzone czy schludnie zakręcone. Wąsy były ozdobą męskiej twarzy, bywało, że zakrywały blizny, które mogła uczynić kula Turczyna lub kufel w Radomiu, jak u Zagłoby. To dlatego poeta polskiego oświecenia Franciszek Dionizy Kniaźnin napisał odę „Do wąsów”:

     Ozdobo twarzy, wąsy pokrętne!

     Powstaje na was ród zniewieściały.

     Dworują sobie dziewczęta wstrętne,

     Od dawnej Polek dalekie chwały.

     Gdy pałasz cudze mierzył granice,

     A wzrok marsowy sercami władał,

     Ujmując w ten czas oczy kobiece,

     Bożek miłości na wąsach siadał.

     Gdy szli na popis rycerze nasi.

     A męstwem tchnęła twarz okazała,

     Maryna patrząc szepnęła Basi:

     „Za ten wąs czarny życie bym dała.”

     Gdy nasz Czarniecki słynął żelazem,

     I dla ojczyzny krew swą poświęcał,

     Wszystkie go Polki wielbiły razem,

     A on tymczasem wąsa podkręcał.

     Jana Trzeciego gdy Wiedeń sławił,

     Głos był powszechny między Niemkami:

     „Oto król polski, co nas wybawił,

     Jakże mu pięknie z tymi wąsami!”

     Smutne w narodzie dzisiaj odmiany:

     Rycerską twarzą Nice się brzydzi,

     A dla niej Dorant, wódkami zlany,

     I z wąsa razem, i z męstwa szydzi.

     Kogo wstyd matki, ojców i braci,

     Niech się z swojego kraju natrząsa.

     Ja zaś z ojczystej chlubny    postaci,

     Żem jeszcze Polak, pokręcę wąsa.

 

                                                                                                                       Obejrzał i deklamował: Salina

 

 

Literatura:

Zygmunt Gloger, Encyklopedia staropolska, Wiedza Powszechna, Warszawa 1978

Pasja zbierania, Kolekcja Ryszarda Z. Janiaka, Katalog wystawy Zamek Królewski w Warszawie, Warszawa 2007

Tomasz Zaucha, Dawne malarstwo portretowe ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum Narodowe w Krakowie, Kraków 2023

Vanitas. Portret trumienny na tle sarmackich obyczajów pogrzebowych, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Poznań 1996

Obejrzane:

NN, Portret Stanisława Antoniego Szczuki, ok. 1735-1740, olej na płótnie, 201 x 123, Muzeum Pałacowe w Wilanowie

Rembrandt, Szlachcic polski, 1637, olej na desce, 96 x 66, National Gallery of Art, Waszyngton, USA

Józef Simmler, Szlachcic z papugą, 1859, olej na płótnie, 45 x 32, Muzeum Narodowe w Krakowie

Jakub Wessel, Portret Hieronima Floriana Radziwiłła, 1746, olej na płótnie, 215 x 141, Muzeum Narodowe w Warszawie

Wilhelm August Stryowski, Szlachta polska w Gdańsku, ok. 1900, olej na płótnie, 99 x 84, Muzeum Narodowe w Gdańsku

Wystąpili:

Rembrandt Harmenszoon van Rijn (ur. 1606 w Lejdzie, zm. 1669 w Amsterdamie) holenderski malarz, rysownik i grafik.

Józef Simmler (ur. 1823 w Warszawie, zm. 1868 tamże) polski malarz, portrecista, przedstawiciel realizmu.

Jakub Wessel (ur. ok. 17120 w Gdańsku, zm. 1780 tamże) gdański malarz portrecista.

Wilhelm August Stryowski (ur. 1834 w Gdańsku, zm. 1917 w Essen) gdański malarz, muzealnik i pedagog.

3 Responses

  1. Piękna plejada polskiej szlachty. Portret Hieronima Floriana Radziwiłła już zupełnie osłabia… I te wąsy. One odżyły wraz z Wałęsą, kiedy to wąs zapuszczał co drugi mężczyzna w PRL, jako dowód przywiązania może nie tyle do sarmackości, ile do proletariackiej Solidarności.
    Przeciwwagą dla szlachciców wyżej odmalowanych może być portret hetmana Czarnieckiego, który nam wybrzmiewa wraz z Napoleonem w hymnie, gdy się patriotycznie unosimy podczas zawodów sportowych. Te portrety – Radziwiłła i Czarneckiego – są różne pod każdym względem. Lecz wpatrując się w oblicze hetmana, warto pamiętać, że poza talentami dowódczymi, był też człowiekiem okrutnym. Pomijając rzezie, będące częścią ówczesnych i obecnych wojen, kazał np. obcinać nosy i uszy obozowym markietankom, aby chronić wojsko przed chorobami wenerycznymi.
    Tak naprawdę, nasz portret sarmackości jest równie zafałszowany, jak portret orła białego, godła Polski. Otóż bielik, często utożsamiany z godłem, nie jest orłem. Jest jastrzębiem. Godłem państwa Polaków jest więc ptak – albinos o nieokreślonym statusie biologicznym. Coś, jak chiński smok.

  2. Dziękujemy za komentarz. Jak popatrzy się na wspaniałe kolory ubrań szlacheckich, fantazję, wyrażoną piórami i ozdobami, to mam wrażenie, że my dzisiaj, wyglądamy, jak umundurowani Chińczycy za czasów Mao. Jesteśmy smutni, bez wyrazu.

  3. To prawda absolutna. Jednak tylko w odniesieniu do mężczyzn, których jedynymi ozdobami są dziś zegarki, szmatki pod szyją i spinki do mankietów. Kobiety zachowały wachlarz możliwości podkreślania swej atrakcyjności. Można dodać- na szczęście. To pewna przewrotna sprawiedliwość, bo przez wieki to mężczyźni nosili się „z pyszna”.
    Może stąd bierze się moda na tatuaże? Tylko, że one są popularne w równym stopniu, niezależnie od płci. A w dodatku na kobietach wyglądają jakoś bardziej intrygująco.
    Dalej nie chcę snuć rozważań aby nie popaść w kiczowate sugestie, gdzie i jakie tatuaże są miłe widziane. One i tak nie zrekompensują nam barw, piór i ozdób.
    No i szabli, czy też innego narzędzia do obcinania głów, rąk lub innych części ciała konkurentów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *