Search
Close this search box.

Telewizja króla Zygmunta III

NN, Rolka Sztokholmska (Rulon Polski), po 1605 r. gwasz, akwarela, tusz na papierze czerpanym, 27 cm x 16,09 m,  Zamek Królewski w Warszawie

 

Ten obraz trzeba oglądać długo. Dłuuugo! I nie dlatego, że aż tak wiele się na nim dzieje – a dzieje się. Trzeba oglądać długo, bo jest po prostu długi. Przy wysokości 27 cm rolka ma dzisiaj 16,09 metra długości i prawdopodobnie była dłuższa, na co wskazują miejsca klejenia arkuszy, ale nie ma możliwości zbadania, ilu i jakich rozmiarów fragmentów  brakuje. Szwedzi nazwali obraz Rulonem Polskim, a Polacy – Rolką Sztokholmską. Obraz liczy ponad 400 lat, powstał po 1605 r. O autorstwo podejrzewany jest Balthasar Gebhardt – nadworny, niemiecki malarz cesarza Ferdynanda II Habsburga. Przeciwnicy tej atrybucji wskazują, że niemiecki malarz nie mógł znać tak dobrze polskich zwyczajów i najprawdopodobniej nie zależałoby mu na ich wiernym ukazaniu. Dlatego wskazują inną możliwość. Autorem obrazu jest twórca zbiorowy – członkowie jednego z krakowskich cechów malarzy. Potwierdza to także powtarzalność w przedstawianiu anonimowych postaci żołnierzy, lokajów, milicjantów rot miejskich, a także sylwetek koni. Po prostu któryś z malarzy cechowych wyspecjalizował się w malowaniu piechurów różnych formacji i malował ich seryjnie, zmieniając im tylko mundur, inny – koni, a jeszcze inny zwartych formacji wojskowych itd.

Obraz zamówił Zygmunt III, król Polski, by utrwalić uroczysty wjazd do Krakowa jego świeżo poślubionej żony Konstancji, młodszej siostry Anny Austriaczki – pierwszej żony Zygmunta III, która zmarła siedem lat wcześniej. Po ślubie per procura w Grazu 17 letnia młoda żona wjechała do Krakowa w drodze na Wawel. Nawiązano do tradycji. Takie pełne przepychu triumfalne kawalkady wjeżdżały w bramy miasta z okazji ślubów Zygmunta Starego, Zygmunta Augusta i Zygmunta III.

Uroczysty przemarsz rozpoczęli pojedynczy jeźdźcy, oni też są na początku rolki. Ten fragment jest bardzo zniszczony, ale konserwatorzy zdecydowali, że po przeprowadzeniu niezbędnych prac zabezpieczających dzieło, nie będą uzupełniali ubytków i pozostawią obraz w oryginalnym stanie, a więc z licznymi brakami w malaturze.

Później maszerują roty wojsk magnackich, uzbrojone w broń palną i piki. Za nimi hajducy prowadzą  najlepsze i najdroższe konie króla, które Zygmunt III Chwalipięta chciał pokazać wszystkim.

 

My zaczniemy oglądanie rolki od fragmentów lepiej zachowanych, od arkusza 11, na którym chorąży koronny Sebastian Sobieski, uzbrojony, jak na husarza przystało, w koncerz i szablę, ze skrzydłem przypiętym do siodła, trzyma wielką chorągiew z herbem Rzeczpospolitej. Umieszczono na niej dodatkowo królewski herb Wazów. Chorągiew ta, nazywana „Zygmunta III”, znajduje się w Muzeum Armii w Sztokholmie. W lewym rogu karty przedstawiono lekkozbrojnego żołnierza, wyposażonego w łuk, szablę i nadziak – broń, której obecności w życiu cywilnym zabronił Sejm, bo była bardziej niebezpieczna niż powszechna szabla. Nadziak przypominał ciupagę, która zamiast obucha ma długi szpikulec. Rany nim zadane były przeważnie śmiertelne. U szyi konia wisi buńczuk – znak, że dosiadający go żołnierz jest dowódcą.

W środkowej części karty husarz trzyma tarczę z białym orłem. Zwrócić uwagę należy na jego konia, który jest… biało-czerwony. Siwek, zgodnie z ówczesnym obyczajem, został pomalowany „w bród” czyli od kopyt do połowy brzucha, jakby koń przeszedł przez rzekę wypełnioną czerwoną wodą. Wykorzystywano do tego barwnik z brezylii czerwonej – drzewa z Ameryki Południowej i ałun. Zdarzało się, że konie innej maści też malowano w barwy narodowe: grzywę na biało, ogon na czerwono. Koni pomalowanych w bród jest na rolce dużo więcej, co może świadczyć, że zwyczaj malowania ich był nie tylko częsty, ale też mile widziany.

Ilustracja jak z bajki
Wjeżdżają królewscy

 

Na karcie 12 wjeżdża królewska chorągiew husarska, którą poprzedzają muzykanci. Pierwszym jest bębniarz z kotłami, za nim trębacze.  Wszystkie instrumenty są ozdobione prostokątnymi tkaninami, na których wymalowano herby Polski i Litwy. Husarze z przypiętymi do siodeł skrzydłami uzbrojeni są w złote szyszaki, koncerze i szable oraz kopie, na których powiewają biało-czerwone proporce. Na zbroje zarzucili skóry lamparcie. Trzeba dodać, że zdobiące instrumenty tkaniny znajdują się w zbrojowni w Sztokholmie.

Królewską chorągiew w pełnej krasie ukazuje karta 13. Z przodu okryci skórami lamparcimi dowódcy i towarzysze. Każdy prowadzi pocztowych czyli swoich podkomendnych. Wielu żołnierzy wolało być  „szeregowcem” w chorągwi husarskiej niż oficerem w innej, tak ogromny prestiż towarzyszył tej formacji jazdy. Pocztowi okryci są skromniej, nie skórami, ale wzorzystymi kobiercami. Wszyscy, bez względu na rangę  mają przytwierdzone do siodeł skrzydła z czarnych, najpewniej sępich piór. Każdy po jednym skrzydle, ale nic więcej na ten temat nie powiemy, gdyż nie chcemy wywołać kolejnej wojny polsko – polskiej. Tym razem o skrzydła husarskie, gdyż jak wiadomo wszyscy Polacy znają się na medycynie, co udowodnił błazen królów z dynastii Jagiellonów – Stańczyk, i na tych skrzydłach husarskich właśnie.

Są piękni i groźni

 

Zastanawiające jest, skąd to upodobanie do przepychu, ale wyjaśnienie jest proste: żołnierze zawsze kochali błyszczące pancerze, brzęczące ostrogi i pióra na hełmach. A poza tym rozpoczął się barok – epoka, której charakterystyczną cechą jest możliwie maksymalne oddziaływanie na odbiorcę.

Jedzie dumny król Zygmunt III

Dwudziesta pierwsza karta ukazuje króla Zygmunta III. Jedzie na znakomitym koniu, którego rząd w kolorze czerwonym jest ozdobiony perłami. Król ubrał się w strój na modłę hiszpańską, którą lubił, haftowany złotem i pokryty klejnotami. Wokół monarchy maszerują lokaje i halabardnicy. Ponieważ w pobliżu króla nie wypada mieć zakrytej głowy, wszyscy niosą kapelusze w dłoniach. Halabardy nie są zwykłe: na ostrzu każdej umieszczono złoty herb Rzeczpospolitej.

Na rolkach 22 – 24 ukazano Konstancję, młodą żonę króla, która jedzie czarnym, złotem zdobiony  powozem, zaprzężonym w osiem koni. Wszystkie malowane w bród.

Zaprzęg w bród malowany

Obejrzenie 39 kart, na których jest 600 postaci, musi zająć trochę czasu. Z pozoru niektóre karty są do siebie podobne: maszerują na nich roty piechoty, milicji, halabardnicy, hajducy, jadą husarze, dostojnicy państwowi, zagraniczni goście, duchowni. Wszystkie sportretowane postaci są różne. Różnią ich nie tylko mundury, ale i twarze. Są bruneci, blondyni, jedni mają wąsy, brody, inni nie. Tak naprawdę bardziej się różnią między soba niż żołnierze słynnej terakotowej armii. Patrzą w różne strony, niektórzy rozmawiają ze sobą, nawet cętki na skórach lamparcich, okrywających husarzy są różne. Odnosi się wrażenie, że wszyscy są zadowoleni i dumni, że mogą uczestniczyć w tak wspaniałej i historycznej paradzie.

Parada, poprzedzająca połączenie się królewskich małżonków, była wydarzeniem międzynarodowym, państwowym i towarzyskim. Wszyscy, nawet król, wystroili się w najokazalsze szaty, przystroili klejnotami, dosiedli najlepszych koni, które ubrali w najbogatsze rzędy. Dlatego warto poświęcić więcej uwagi namalowanym szczegółom. Ujawni się wówczas ogromne bogactwo kultury materialnej i duchowej pierwszej Rzeczpospolitej. Ta wspaniała cywilizacja bezpowrotnie przepadła. Jaka szkoda.

Zobaczmy, kto jeszcze maszeruje i co się dzieje?

 

 

 

 

 

Podskarbi, zgodnie z polskim obyczajem, rozrzuca monety między obserwujących uroczysty wjazd. W dole karty 18. dwóch dżentelmenów zapamiętale dyskutuje, komu należą się spadające, jak z nieba, pieniądze. Ta scena to jedyny przykład ukazania na rolce gapiów a nie uczestników przemarszu.

 

 

 

 

 

 

Na karcie 22., tuż za królem, na białym koniu jedzie królewicz Władysław, późniejszy król Polski, a przez chwilę nawet car Rosji. Dworzanie i halabardnicy niosą kapelusze w dłoniach.

 

 

 

Zwracał na siebie uwagę egzotyczny Mehti Kuli Beg, wysłannik szacha perskiego Abbasa I do cesarza Rudolfa II Habsburga. Podobał się jego turban, ozdobiony palmą. Maszerował w otoczeniu swoich dworzan, też w turbanach, które były ozdobione czerwonymi sterczynami.

Poseł perski rozbawił przebywającego w Warszawie w 2002 roku króla Szwecji Karola XVI Gustawa, który oglądał rolkę na Zamku Królewskim. Król podobno wyraził ubolewanie, że współcześnie żaden z posłów, składających listy uwierzytelniające w królestwie Szwecji, nie jest tak barwnie ubrany. 

 

 

 

 

 

 

 

Nie zabrakło też duchownych. W czerwonym kapeluszu jedzie kardynał Bernard Maciejowski, który udzielił ślubu królewskiej parze. Obok niego nuncjusz papieski przy dworze polskim – Klaudiusz Rangoni.

Rolka Sztokholmska trafiła do Polski jako dar rządu szwedzkiego dla odbudowywanego Zamku Królewskiego w Warszawie w 1974 roku. Inicjatorem daru był ówczesny premier Szwecji Olaf Palme, który uzyskał na to zgodę króla.

Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Można zrozumieć poprawność polityczną, szczególnie w stosunkach międzynarodowych, ale w tym przypadku należałoby mówić raczej o zwrocie niż o darze. Rolka sztokholmska jest bowiem corpus delicti ogromnej zbrodni, jakiej dopuścili się szwedzcy rabusie. Nie tylko ją zrabowali, ale na jej kartach są wymalowane przedmioty, które dziś wzbogacają zbiory muzeów w Szwecji. Z drugiej strony dobrze, że są tam. Nie przepadły w potopach hitlerowskim lub bolszewickim.

Namalowanie tych wszystkich postaci, koni to ogromna praca, a przecież na rolce są tylko maszerujący, nie ma tła, a w nim kamienic, kościołów, murów obronnych itp, nie ma publiczności. Dlatego zastanawiająca jest ich schematyczność i powtarzalność. Możliwe, że twórcy rolki, bo o jednym nie może być mowy, posłużyli się zestawem pieczątek, które pozostawiały odciśnięte na papierze zarysy wypełniane później farbami. Najlepiej to widać na maszerujących halabardnikach, którzy mają identyczną stopę zakroczną, tak samo trzymają halabardy, wspierają ręce na rapierach, itp. Pieczętowanie raczej nie dotyczy osób rozpoznawalnych: króla i jego rodziny, austriackich gości, marszałków, oficerów husarskich. Chociaż i w ich przypadku możliwe jest, że korzystano z kilku wizerunków koni, dobierając je tak, by obserwowana różnorodność była jak największa.

Po odkopaniu słynnej armii terakotowej cesarza Qin wydawało się, że każdy żołnierz jest inny. Później okazało się, że są złożeni z elementów wcześniej przygotowanych: kilku rodzajów wąsów, bród, nosów, oczu, fryzur. Ta różnorodność jest więc pozorna, gdyż wynika z zastosowania prefabrykatów i planowania, gdzie i jakie zestawienie, w którym szeregu oddziału, umieścić.

Jedna z teorii mówi, że rolka była zabawą dworską, polegającą na oglądaniu jej w prostokątnej ramie, przesuwanej w ukryciu jak wstęga. Sprawiało to wrażenie, jakby przez okno obserwowano idących za nim. My jednak wiemy, że była to pierwsza na ziemiach polskich telewizja, a król Zygmunt III powinien zostać jej patronem.

Rolkę namalowano na papierze czerpanym farbami wodnymi: gwaszem, akwarelą, tuszem. Jest bardzo wrażliwa na wszelkie zewnętrzne ingerencje, w tym na światło. Dlatego konserwatorzy, którzy pracowali nad jej renowacją kilka lat,  zdecydowali, że obraz nie będzie przechowywany w rolce, ale podzielili go na 39 arkuszy, z których każdy został oprawiony osobno.Wówczas zdecydowano także, że będzie ograniczona jego publiczna prezentacja. Ostatnio było można podziwiać rolkę w latach 2002 i 2019. Podczas ostatniego pokazu media informowały, że dzieło nie będzie udostępniane częściej niż co piętnaście lat. Możemy więc spodziewać się, że ujrzymy ją nie wcześniej niż po 2035 roku. Nie wszyscy dożyją!

                                                                                                                                                                              Obejrzał: Salina

________________________________

Literatura:

B, Gembarzewski, Husarze. Ubiór, oporządzenie i uzbrojenie 1500 – 1775, Warszawa 1939, reprint Warszawa 1999

Zygmunt Gloger, Encyklopedia staropolska, t. II, Warszawa 1978

Radosław Sikora, Husaria. Duma polskiego oręża,  Kraków 2019

Marta Zdańkowska, Rolka sztokholmska, skarb Zamku Królewskiego w Warszawie, Warszawa 2019

Sztuka świata, t. 7, Warszawa 1994

Sztuka polska, t. 4, Warszawa 2013

Example Subtitle

Example Title

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Mauris tempus nisl vitae magna pulvinar laoreet. Nullam erat ipsum, mattis nec mollis ac, accumsan a enim. Nunc at euismod arcu. Aliquam ullamcorper eros justo, vel mollis neque facilisis vel.

6 Responses

  1. Jedziesz na znakomitym koniu, Książę. To świetny opis i barwna opowieść. Trzeba mieć bardzo wytrawny smak, żeby z taką pasją poprowadzić nas przez całe 16 metrów.

  2. Esej uświadamia, jak powszechna wiedza o sarmackiej Rzeczypospolitej odbiega od ówczesnej rzeczywistości. Oczywiście zwrot „powszechna” jest umowny, bo mowa o tych, którzy choć raz przeczytali bryk z Trylogii albo obejrzeli jeden z filmów Hoffmana. Wczoraj widziałem sondę uliczną – dwie nastolatki nie umiały odpowiedzieć, gdzie znajduje się Wielki Chiński Mur.

    A gdyby tak sfilmowano rolkową scenę? Pewnie padłyby oskarżenia, że skrzydła nie tak przypięte, albo że pomalowanie koni to obraza barw narodowych, lub że jednemu z koni przyczepiono miotłę do pyska. O wprowadzeniu dialogów zgodnych z językiem z epoki nie ma co wspominać, bo takich zabiegów słusznie się nie stosuje. Do serialu „Ród Gąsieniców”, w którym słychać góralszczyznę, należałoby wprowadzić napisy tłumaczące góralski na polski. I nawet szkoda, że nie wprowadzono, bo serial wiernie demitologizuje dawnych górali.

    Bywa więc, że sztuka – tu autorstwa rzemieślników – wprowadza nas w realia praktycznie w ogóle nieznane. Ta cywilizacja faktycznie bezpowrotnie przepadła. Tak bardzo, że nawet nie wiemy, jak wyglądała.

  3. To prawda, że cywilizacja zginęła, a my nie wiemy nawet, jak wyglądała. Ale tęsknimy za nią, możemy już ją badać, i za jakiś czas będziemy wiedzieli o wiele więcej. Może odzyskamy archiwa wywiezione i poznamy jej blask?

  4. Co to znaczy „tęsknimy”? Za czym? Ta upstrzona diamentami i farbami cywilizacja obejmowała kilka procent ludności ówczesnego państwa, które było równie wydolne, jak obecne. Dla około 90 procent ludności państwem był ekonom, proboszcz, żyd z karczmą, stragan na rynku. Jak chcemy mówić o tej cywilizacji, to mówmy albo o tych paru procentach, albo po całości – z kozakami, stepowymi poganiaczami bydła, flisakami, ludźmi luźnymi, najemnikami, kobietami nieciężkich obyczajów, wiejskimi klechami, mieszczuchami itd. – włącznie.

    1. Gdy podziwiamy czasy faraonów, wiemy, że żyli wówczas rolnicy, kamieniarze, tragarze, ale ich zostawiamy fachowcom, którzy specjalizują się w badaniu życia prostych ludzi. My podziwiamy królów i ich kulturę materialną. Ta sama zasada dotyczy I RP. I nie ma w tym żadnego zgrzytu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *