Search
Close this search box.

Dwa światy

Aleksander Gierymski, Studium do obrazu „W altanie”, 1875, olej na płótnie, 57 x 41, Muzeum Narodowe w Warszawie.

 

Lato zaraz czmychnie, już nas straszą okrutnym spadkiem temperatur, niebawem zacznie się czas mroczny, ponury i depresyjny, aż chciałoby się komuś poderżnąć gardło. Skoro więc skończyły się – niestety – wakacje, bierzmy się za oglądanie obrazów, bo tylko ta czynność może ocalić nas i nasze dusze.

Na szczęście mamy malarstwo. Kryje ono wiele tajemnic, rodzi zagadki. Wyjawię jedną z nich: nie wiem dlaczego, gdy widzę obraz Aleksandra Gierymskiego „W altanie”, przed oczami staje mi obraz Augusta Renoira „Śniadanie wioślarzy”, i odwrotnie. Oczywiście jest to zagadka dla mnie, pozostali mogą spokojnie wzruszyć ramionami.

W letnie popołudnie, najpewniej po obiedzie, eleganckie towarzystwo udało się na kawę do altany, by przy okazji odetchnąć świeżym powietrzem. Wyjście do altany było spontaniczne, o czym świadczy sposób położenia obrusu na stole. Nikt się nie spodziewał w tym miejscu gości. Dzień, mimo że słoneczny, musiał być chłodny, czego dowodzą stroje naszych arystokratów. Gdyby był upalny, nikt nie wytrzymałby w płaszczu, surducie i – co najważniejsze – w peruce. Gdyby było gorąco, widzielibyśmy zmęczenie na twarzach, połysk potu, irytację. Arystokraci trochę wyglądają, jakby siedzieli w swoich rokokowych strojach od czasu, gdy były modne, a więc ponad sto lat. Są znudzeni, ale nie okazują tego, zostali wychowani, by uprzejmie przejawiać zainteresowanie.

W altanie

 

Przy pierwszym stole siedzą dwie kobiety, dwóch mężczyzn, trzeci – stoi wsparty o oparcie krzesła. Przy drugim stole siedzą cztery osoby, u dołu obrazu mężczyzna z jakiegoś nieznanego nam powodu pochyla się nad fontanną (czyżby wybierał monety wrzucane tam na szczęście?). Wszyscy mają spokojne twarze, prowadzą rozmowę bez napięcia, zaangażowania, typową „gadkę – szmatkę”. Nikt jednak nie uśmiecha się. Może więc temat rozmów jest poważny i zajmujący? Wydaje się jednak, że brak widocznych na twarzach emocji wynika z innej przyczyny. Gierymski ubrał modeli, których wykorzystywał podczas malowania, ale nie dał im aktorskich zadań. Nie powiedział, co mają robić, i dlaczego powstaje ten obraz. Czy to istotne? Tak, ale o tym później. 

Śniadanie wioślarzy

 

Pod markizą, na tarasie restauracji, na brzegu Sekwany grupa przyjaciół i znajomych relaksuje się po zjedzonym przed chwilą śniadaniu. Można powiedzieć, że na tarasie mamy cały przekrój społeczny: jest malarz, modelka, dziennikarz, aktorka, szwaczka, historyk sztuki, krytyk, kolekcjoner, poeta, wydawca i właściciel gazety, i baron (ten w cylindrze), który przyjaźnił się z artystami. Znamy nazwiska wszystkich osób. Renoir sportretował znajomych, których spotykał w tej restauracji przez lata. Trudno wśród nich wypatrzeć wioślarzy, ale tytuł obrazu można chyba zawdzięczać dwum dżentelmenom w białych koszulkach, o których mówi się „żonobijki”, a którzy na głowach mają „kanotiery” – charakterystyczne słomkowe kapelusze wioślarzy z paryskiej rzeki. Jest też przyszła żona Renoira – dama obsypująca pieszczotami pieska, z zawodu szwaczka.

Wróćmy do przyczyn, dlaczego te dwa obrazy kojarzą się ze sobą. Mają wiele wspólnego. Powstały prawie w tym samym czasie, „W altanie” jest tylko o rok młodszy. W obu autorzy koncentrują się na świetle i zmieniających się w nim kolorach.

Gierymski prace nad obrazem zaczął wiele lat wcześniej. Wnikliwie studiował kolory i światło, próbował uchwycić zależność między nimi. Zbliżył się w swoich poszukiwaniach i osiągnięciach do impresjonistów, o których najpewniej niewiele wiedział. Nie był wcześniej w Paryżu. Już jego studium do „Altany” z 1876 r. jest mistrzowskie.

Studium do "W altanie"

Na obrazie „W altanie” widać plamy słońca na ziemi i kratownicy, połysk na jedwabnych strojach, rozbłysk w wodzie fontanny. Można analizować, jak zmieniają się barwy pod wpływem słońca. Wydaje się, że cały obraz jest rozedrgany, co nie zakłóca spokoju, jaki z niego płynie. W podobieństwie „altany” i „śniadania” najważniejsza jest chyba właśnie atmosfera, niosąca przesłanie: prawdziwe życie, to beztroskie, leniwe spędzanie czasu przy stole, w piękny, letni dzień. U Gierymskiego pojawia się zapowiedź też innej prawdy życia: gdy jaśniepaństwo opuszczą altanę, zjawią się smakosze wina, o czym świadczy porzucona u dołu obrazu pusta flasza, samotna, jak sierota w dzień matki.

Dlaczego jednak Renoir namalował prostych ludzi, a Gierymski arystokratów, i jak to się ma do wiarygodności przekazu? Czy, gdyby zamiast arystokratów w perukach, Gierymski namalował piaskarzy znad Wisły z kuflami w dłoniach, znalazłby nabywcę obrazu? Może tak, może nie, a jeść trzeba…

Siedem lat wcześniej Józef Chełmoński stworzył „Babie lato”, obraz, który po prezentacji w Warszawie wywołał ogromny skandal. Na łamach gazety pisano: „Cóż ma robić na ścianie w salonie lub muzeum, rozwalona na polu chłopka z brudnymi nogami?”. Chełmoński tak się wkurzył, że wyjechał do Paryża na długie lata. Zdarzenie to przypominam w tekście „Czarne stopy Chełmońskiego”. Gierymski na pewno wiedział o aferze i wybrał rozwiązanie schlebiające ówczesnym nabywcom malarstwa. Ale nie tylko. Barwne stroje arystokracji lepiej współgrały z pełnym słońcem, którego światło, rozbite kratownicą altany nie rzuca cienia, ale rozproszone drga w powietrzu, wzbogacając kolory, zmieniające nasycenie barwy. Jakże ciekawiej wygląda w słońcu haftowany złotą nicią jedwabny surdut od ciemnego ubioru mężczyzn na obrazie Renoira.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego Gierymski osadził swoich bohaterów w końcu XVIII wieku. Wcześniej malował przedstawicieli warstw ubogich, na przykład „Austeria rzymska”, „Gra w mora”, „Żydówka z cytrynami”, „Żydówka z pomarańczami”, a namalowanie arystokratów było pokazaniem, że potrafi, ale nie mówi nam, dlaczego to było ważne.

Wydaje się, że jednak przedobrzył. Jego obraz pokazuje fikcyjne postaci sprzed stu lat, i niestety fikcyjną sytuację, wypraną z emocji. Twarze arystokratów wyrażają uprzejme zainteresowanie. Niby słuchają, ale nic ich nie obchodzi, niby żyją, ale nie do końca. Płótno jest efektowne, ale sprawia wrażenie pustego. Obraz technicznie jest wspaniały, ale nie jest to arcydzieło na światową miarę.

Jakże inaczej jest u Renoira. Szwaczka obsypuje czułościami pieska. Mężczyzna za nią, zadumany, patrzy gdzieś daleko. Kobieta wspierającą się o balustradę flirtuje z siedzącym przed nią mężczyzną. Z drugiej strony stołu kobieta wpatruje się z nadzieją w mężczyznę, który zdaje się nie zwracać na to uwagi, a drugi spogląda zazdrośnie. W głębi dwóch mężczyzn próbuje namówić do czegoś kobietę, a baron o czymś dyskutuje. Są emocje, jest prawda zamknięta w obrazie. Czujemy się, jakbyśmy byli na tej werandzie i przyglądali się z jej głębi gościom restauracji. Dzieło jest prawdziwe. Jakże inaczej to spotkanie nad Sekwaną przy stole wygląda, jakże inaczej jest namalowane. Renoir też szukał zależności między światłem a kolorem, no ale tu nie ma żadnej niespodzianki. Był w końcu jednym ze współtwórców i najważniejszych przedstawicieli impresjonizmu.

Zastanówmy się z czego wynika tak wielka różnica. Obserwujemy dwa światy: jeden sztywny, archaiczny, nieprawdziwy, drugi – pełen życia, dynamiczny i nowoczesny. Dwa światy, dwie epoki, różnica znacząca, i jeśli nawet wiemy, że obrazy wyszły spod ręki wybitnych malarzy, to sprawiają wrażenia, jakby pochodziły z rzeczywistości równoległych, które nie stykają się ze sobą. Z jednej strony konserwatywna tradycja, z drugiej pędzący w przyszłość świat. Przypomnijmy, że obrazy praktycznie powstały w tym samym czasie. Dlaczego jest taka różnica? Prawdopodobnie wynika z mentalności. Francuzi po rewolucji francuskiej i epoce Napoleona budowali nowoczesne społeczeństwo i państwo. Polacy, pozbawieni suwerenności, oglądali się w przeszłość, starali się odzyskać I Rzeczpospolitą, jaką pamiętali, o jakiej im opowiadano, Stąd różnica 100 lat.

W 1861 r., a więc w roku powstania „śniadania”, we Francji przeprowadzono spis powszechny, w którym po raz pierwszy badano umiejętność czytania i pisania. Okazało się, że 37% dorosłych mężczyzn i 49% dorosłych kobiet było analfabetami, czyli prawie 60% społeczeństwa umiało pisać i czytać. W tym czasie, w zaborze rosyjskim analfabetyzm sięgał 85 procent, w zaborze austriackim 80 procent, i tylko w zaborze pruskim był na poziomie europejskim. Tam analfabeci stanowili prawie 30% populacji. Ten przykład pokazuje, jak znacząca różnica była w ówczesnym czasie między Francuzami i Polakami, i jaka jest przyczyna, że te dwa obrazy, chociaż mające cechy wspólne, tak bardzo się różnią. Patrząc na obraz Gierymskiego trudno uwierzyć, że w Polsce arystokrata znalazłby się przy jednym stole z artystką kabaretową, szwaczką i wioślarzami.

                                                                                                                                                                                                   obejrzał: Salina

Literatura:

Dorota Dzierżanowska, Gierymscy, Edipresse Polska SA, Warszawa 2006

Muzeum Narodowe w Warszawie. Arcydzieła malarstwa, Arkady, Warszawa 2004

Justyna Łabądź, 100 najpiękniejszych obrazów, Wydawnictwo SBM, Warszawa 2023

E. H. Gombrich, O sztuce, Dom Wydawniczy Rebis, Warszawa 2023

Obrazy użyte:

Aleksander Gierymski, W altanie, 1882, olej na płótnie, 135 x 148, Muzeum Narodowe w Warszawie

Aleksander Gierymski, Studium do obrazu „W altanie”, 1875, olej na płótnie, 57 x 41, Muzeum Narodowe w Warszawie

Auguste Renoir, Śniadanie wioślarzy,  1880-1881, olej na płótnie, 129 x 172, Phillip Collection, Waszyngton, USA

Wystąpili:

Aleksander Gierymski (ur. 1850 w Warszawie, zm. 1901 w Rzymie), polski malarz, przedstawiciel realizmu, prekursor impresjonizmu w Polsce.

Auguste Renoir (ur. 1841 w Limoges, zm. 1919 w Cagnes-sur-Mer) francuski malarz i rzeźbiarz, współtwórca impresjonizmu.

6 Responses

  1. Czuję się zniechęcony. To jest kolejny tekst, do którego cokolwiek dodać, poza ochami i achami. Tekst powinien być jak młoda kobieta, która schyla się, aby poprawić sprzączkę przy bucie. Powinien być jak obietnica zaklęta w powabnej sylwetce. A tu mamy poranną kawę na śniadaniową ławę.
    Tylko ostatni akapit daje punkt zaczepienia. Tak, ten akapit jest wytłumaczeniem różnicy między owymi doskonałymi obrazami. Tłumaczy bowiem, dlaczego są takie obyczajowe i szerzej, kulturowe różnice pomiędzy regionem, który przynależał do Królestwa Prus, a później Cesarstwa Niemiec, a regionami, które były włączone do Cesarstwa Rosji i Cesarstwa Austro-Węgier.
    Składam gratulacje za spostrzegawczość w opisach detali i psychologicznych niuansów. Jednak i tak wolałbym bardziej zasiąść w altanie przy lampce wina, niż między spoconymi wioślarzami i ich pannami spożywającymi winogrona popijane wodą. W altanie byłbym, jako niewątpliwy cham, nie w swoim towarzystwie, nie miałbym zapewne peruki. Lecz byłoby dużo ciekawiej. Pod warunkiem, że konwersacja odbywałaby się w polskim, a nie w wykwintnym, bążurskim, wilanowskim języku.

    1. Francuzi w czasie rewolucji wiele uwagi poświęcili oddzielaniu arystokratycznych głów od nie mniej szlachetnych ciał. To wówczas „wypracowali” zasadę, że wszyscy ludzie są równi w obliczu gilotyny, a tytuły i genealogie nie mają znaczenia. Ważniejsze okazały się pieniądze, a na tym polu pochodzenie nie było ważne. W Polsce nigdy nie „pracowano” w ten sposób nad społecznym rozwojem, a 20 lat przed powstaniem obrazów, w znacznej części kraju obowiązywała pańszczyzna. Jest teoria, że u nas ostateczne wyjście z feudalizmu i początek budowy nowoczesnego społeczeństwa były możliwe na skutek zaangażowania Hitlera i Stalina.
      I na koniec: dziękuję za miłe słowa, i zapraszam do oglądania kolejnego obrazu, który jest potworny.

      1. Teoria, że wszyscy ludzie są równi w obliczu gilotyny, jest fałszywa. Ludzie mają przecież różny wzrost, czyż nie?
        Polakom, mimo zaborów i okupacji, zabrakło okrucieństwa, które pozwoliłoby na masową zagładę wrogów. To oczywiście jest abstrakcja. Ale jakżeż piękna…
        Natomiast kolejny obraz obejrzę z ochotą. Skoro jest potworny, to czuję, że mnie zachwyci.

  2. I jeszcze post striptum – oto nagranie, które tłumaczy, dlaczego podczas śniadania czułbym się swojsko, ale w altanie byłoby ciekawiej i barwniej. Chociaż przyznaję, piesek z Gierymskiego mnie rozbraja. O flirtach nie wspomnę… I jeszcze ten cały społeczny przekrój…
    Ciężko się zdecydować, które towarzystwo wybrać. Proszę o mniej oczywiste w wymowie eseje. A tu na chwile miłego relaksu.
    https://www.youtube.com/watch?v=J-Hk5lJbjkU

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *